sobota, 23 kwietnia 2016

Dziennik Arthemis cz.1 Zanim trafiłam do watahy

22,12.2015

Była zima. Mojej Mamie i Tacie trudno było znaleźć jedzenie, dla mnie jak i dla mojego rodzeństwa więc postanowiłam sama o siebie zadbać.. Byłam duża. A przynajmniej tak wyglądałam. Ruszyłam w drogę. Stanęłam poczułam czyjąś obecność..Zaczęłam wgłębiać się w zapach. Miałam nadzieje, że był to jeleń. Podeszłam bliżej..
To był niedźwiedź polarny. Jadł obiad. Jelenia. Podeszłam jeszcze bliżej, gdy on wyczuł moją obecność. Podniósł łeb z nad jedzenia i posłał mi złowrogi wzrok
-P..Przepraszam? Mog...mogłabym trochę tego jedzenia?-Zapytałam kuląc ogon pod siebie
-Nie-Po tym słowie znów zaczął wgryzać się w jelenia
Wkurzyłam się...Byłam głodna, a rodzice nie mogli zapewnić mi odpowiednią ilość jedzenia.
Mimo zakazu podbiegłam do jedzenia i... Nie dałam rady jeść. Za włochatym misiem wyszły trzy małe białe, wystraszone kulki. A więc to były młode tej Matki... Nie mogłam zabrać jedzenia 4 niedźwiadkom z czego 3 były młodsze nawet ode mnie. Odeszłam powoli. Jeden z młodych powiedział:
-Czemu ta pani jest taka chuda?
-Bo jest głodna-Odpowiedziała mu matka
-To czemu jej nie nakarmimy?-Zapytał kolejny młody
Podniosłam uszy do góry i powoli się odwróciłam.
-Maluchu, jest za mało jedzenia...-Powiedziała mama i posmutniała
Zrozumiałam to. I tak mimo wszystko spotkałam bardzo miłe niedźwiadki.. Inne by się rzuciły od razu... Odeszłam od tej jakże miłej rodziny. Nade mną przeleciał jakiś ptak, który wylądował na niedalekiej niskiej gałęzi. Oblizałam się i zaczęłam skradać. W końcu skoczyłam i ugryzłam ptaka w skrzydło, dzięki czemu nie mógł odlecieć. Rozszarpałam go i wzięłam na nasze tereny. Nagle usłyszałam za sobą stado polarnych lisów. Więc trochę przyspieszyłam w kroku. Jednak dogoniły mnie.
-No, no, no mamy tu pysznego, soczystego ptaka i wilka do kompletu..-Oblizał się Lis
-Odejdź ode mnie... Bo inaczej-Bałam się
-Co?-Zapytał kpiąco
Wtedy warknęłam i pokazałam białe jak śnieg zęby. Jednak oni się nie bali i rzucili się na mnie. Z początku sobie radziłam, zabiłam kilku z nich, jednak oni byli silni. Pogryźli mnie dość mocno... Ukradli jedzenie, a ja ruszyłam dalej
Jako biały wilk wtapiałam się w tło. Spotkałam po drodze, jednego martwego, nieruszonego jelenia. Złapałam go do pyska i próbowałam przytaszczyć do terenów. Udało się. W domu mieliśmy ucztę i Tata mnie pochwalił. Jednak nasz podział był taki:
Najpierw młodsze, potem starsze, potem rodzice.
W bardzo trudny sposób było przetrwać tę zimę. Co dzień przychodzili rybacy i łowili karpie. My musieliśmy się chować... Z trudem przetrwaliśmy. Ja i rodzice byliśmy już prawie szkieletami. Ale udało się.. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz