wtorek, 26 kwietnia 2016

Opowiadania Arrena cz.1 Poznaję Arthemis

Bawiłem się z siostrą. Po prostu podgryzaliśmy się. Po 15 minutach bawienia się, pod jaskinie przyszła Arthemis.
-O widzisz! Arthemis przyszła pod naszą jaskinię!-Zostawiła mnie Aria i podbiegła do niej
-Ej! Czekaj na mnie-Zaśmiałem się i dogoniłem ją. Codziennie nocą z tatą biegamy!
-Cześć!-Powitaliśmy Arthemis
-Hej! Słyszałam waszą zabawę.. Z racji, że się nudzę przyszłam do was się pobawić! Mogę?-Powiedziała wesoło.
-Pewnie-Odpowiedzieliśmy Razem
Dziewczyny tylko się podgryzały... A ja stałem obok i patrzyłem się na nich ze smutkiem. Miałem już odejść gdy nagle
-Grrr! Gdzie uciekasz! Jeszcze ze mną nie stoczyłeś walki-Powiedziała Arthemis 
-Wrrr!-Od razu się rozweseliłem.
Napadłem na nią i gryźliśmy się chwilę, ja i ona to była tylko brązowo-biała kulka która toczy się po przez łąki. Przypomniałem sobie że niedaleko jaskini był klif i chciałem trochę przyhamować, ale nie udało mi się. Spadliśmy z klifu na ziemie,niedaleko była woda. Aria patrzyła na nas z góry i przez pierwsze 4 minuty się z nas śmiała, nagle się poślizgnęła i już miała spaść, ale łapą zahaczyła o lianę. Jednak szybko się wygrzebała. 
-Sprowadzę pomoc-Powiedziała i znikła. 
No i  6 min po wydarzeniu usłyszała od jakiegoś wilka, że za godzinę impreza. I zapomniała o nas. Ja i Arthemis byliśmy ranni, niestety, ale Arthemis prawdopodobnie mogła zaraz wykrwawić się i umrzeć. Okazało się, że Wilczyca była uwięziona za kilkoma gałęziami i trudno było się do niej dostać. Ze strachem na nią spojrzałem
-W..Wszy...Wszystko dobrze?-Powiedziałem resztkami sił
Jednak ona popatrzyła na mnie swoimi żółtymi ślepiami i próbowała wstać.
-Słuchaj... Zanim odejdę muszę ci coś powiedzieć...-ciągnęła
-Więc?
-Moje rodzeństwo odeszło, przez ludzi...Razem z matką ja zostałam uratowana przez ojca... Mam wrażenie, że to wszystko było przeze mnie... Teraz spłacę mój rachunek...-Upadła
-Nie...Nie....Proszę..-Położyłem się obok niej
-To moja wina... Mogłam do was nie przychodzić.-Odwróciła pysk
Widziałem jak krew leci jej z karku, patrzyłem na nią z bólem. Ale...Przypomniałem sobie o czymś
-Arthemis! Nie umrzesz! Już wiem co zrobić!-Wstałem i zerwałem talizman z szyi
Ona jednak tylko uniosła głowę do góry.
Wtedy ja otworzyłem zawartość Talizmanu i oblałem kropelką jej rany.
-Nie ruszaj się....-Powiedziałem i położyłem się obok
leżeliśmy tak z godzinę i rozmawialiśmy o różnych rzeczach aż w końcu, Arthemis poczuła się lepiej.
-Okey!-Wstała-Teraz stąd wyjść...
-Hmmm...-Pomyślałem
Na górze nagle pojawiła się sylwetka czarnego wilka, który do nas zszedł. Ja się odsunąłem jednak Arthemis zaplątała się w jakieś pnącze!
-Arren! Pomóż mi!-krzyknęła
Wilk zbliżał się do nas, warknął i rzekł
-Nie wiecie czyj to teren?! Kto jest na tym terenie to...-Przerwał
-T..to?-Zapytałem odsuwając się od Arthemis
-Zostaje moim obiadem!-Wyszczerzył zęby.
Miałem ruszyć w ucieczce, ale nie mogłem zostawić tu tak Arthemis. Czarny wilk zaczął biec, w ostatniej chwili przegryzłem pnącze i rzuciliśmy się w ucieczkę.
biegliśmy tak 20 minut a na dole klifu nic nie było! Trafiliśmy w ślepy zaułek.
-A..Arthemis!-Rozglądnąłem się. 
Byłem sam, słyszałem człapanie czarnego wilka. Skuliłem się. To był mój ostatni dzień.
-Ej..Psst! Arren!-Szeptał ktoś z góry
-Arthemis!!-Krzyknąłem
-ZAMKNIJ SIĘ!-Wyszeptała
Podała mi łapę.
-Choć, trzeba będzie się wdrapać w górę!-Szepnęła
-Ale, ale ja nie umiem!-Odpowiedziałem
-Dasz radę! Wierzę w ciebie!-Lepiej mi się zrobiło.. Zgodziłem się
-Tu jesteście-Podszedł czarny wilk i oblizał się po czym wyszczerzył zęby, po czym próbował ugryźć
Miał czerwone oczy, a na jego ciele widniała zaschnięta krew.
-Arren! Wskakuj szybciej!-Wrzasnęła Arthemis
-Nie...-Podszedłem do wilka, wyglądał źle.
-Dlaczego pan nas atakuje? Co my panu zrobiliśmy? Co się w ogóle panu stało!?-Podszedłem bliżej
Wilk odsunął się i pokazał zęby.
-Nie powinno cię to obchodzić. Nic wcześniej ci się takiego NIE przydarzyło i nie zrozumiesz.-Wilk wciąż szczerzył zęby.
Wtedy opowiedziałem mu całą moją historię. 
-To nadal nie to co spotkało mnie..-Wilk złagodniał i zaufał mi.
Arthemis jednak nie ufała czarnemu wilkowi i stała na skale.
-Słuchaj młody...-Położył się-Gdy byłem mały, inne stado zabiło mą rodzinę, ja podróżowałem sam, aż doszedłem do miasta, gdzie zaopiekował się mną jakiś dobry człowiek. Do 2 roku życia żyło mi się tam dobrze. Jednak gdy miałem już 3 rok, oddali mnie w ręce okropnego człowieka. Tam zaganiano mnie do roboty, codziennie nosiłem na pysku kaganiec. Przywiązany do jednej deski z płotu.Mokłem, jadłem ziemię, marzłem, a potem musiałem robić wszystko za niego... Wieść go w taczce, dostarczać rzeczy, polowałem, a on? On miał luksusy.. Pyszne jedzenie, ciepło było przy kominku, i odpoczywał z dnia na dzień. Gdy nie robiłem tego co trzeba było, człowiek mnie bił, dźgał nożem, katował. Lecz pewnego dnia zdjąłem kaganiec i zerwałem się z łańcucha, myślałem, że wrócę do domu... Do Lasu. On się na mnie rzucił, wtedy ja zacząłem go gryźć,a on oddawał mi nożem. Przejechał po moich oczach tym ostrzem. Straciłem na chwilę wzrok. Wsadzili mnie do auta i zrzucili z klifu, gdzie 4 lata spędziłem jako ślepy wilk. Po tych czterech latach odzyskałem wzrok, ale nie jest już taki dobry jak kiedyś..
-Um..Wow.-Zeszła i powiedziała Arthemis
Nagle nadjechała policja, podobno ktoś widział z góry jak świecące wilki goniły się nawzajem xD i zadzwonił pod jakiś numer aby o tym powiedzieć.
-Dzieci ucieknijcie tędy-Powiedział wilk po czym wskazał drogę którą bezpiecznie wrócimy do domu
-A ty?-Zapytałem i zatrzymałem się
-Poradzę sobie...Nikt nie może wiedzieć o magicznych wilkach. Może się spotkamy jeszcze.Pa!-Powiedział
My uciekliśmy. Biegliśmy wyznaczoną trasą i usłyszeliśmy warczenie z tyłu, jeden strzał i krótki pisk.
-To on..-Zatrzymała się Arthemis
Wywołało to u nas płacz, jednak biegliśmy dalej
Trafiliśmy opowiedzieliśmy o tym naszym rodzicom. 
Mama teraz mnie będzie pilnować na KAŻDYM kroku...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz